Dzieci nas pchały do normalnego życia

Zdawałoby się, że to historia, o jakiej często się słyszy. Wpadka, pojawienie się nieplanowanego dziecka, które wywraca młodym ludziom świat do góry nogami. A jednak to historia zaskakująca i kończąca się pozytywnie. Okazało się, że młodzi rodzice musieli skupić się na rodzinie, by cieszyć się życiem i patrzeć optymistycznie w przyszłość, pomimo trudnych wydarzeń.

Dziś w ramach #DzieciInspirują rozmowa z Robertem, zaangażowany tatą Bartka i Leosia, który swoje rodzinne życie pokazuje na profilu @rouba96.

 

Maja, mama Julki i dwóch realnych dzieciaków: Co robiłeś, zanim zostałeś tatą?

Robert, tata Bartka i Leosia: Zostałem tatą cztery lata temu. A czym się wtedy zajmowałem? W sumie to niczym. Byłem gówniarzem. Nie twierdzę, że teraz jestem wielce dorosły, ale teraz inaczej postrzegam świat. Miałem wtedy 21 lat i wraz z dziewczyną wróciliśmy po nieudanej próbie pracy w Niemczech. Łapałem się wówczas każdej pracy.

Maja: Byliście młodzi. Gdy pojawiły się dzieci, co się zmieniło?

Robert: Gdy pojawił się pierwszy syn, zmieniło się dużo. Począwszy od tego, że trzy miesiące przed narodzinami wyprowadziłem się od rodziców. A po pojawieniu się dziecka zmieniło się wszystko. Nie mogłem już leżeć do południa w łóżku i grać na laptopie, były codzienne obowiązki. Dodatkowo pomagałem dziewczynie, a obecnie żonie, w porządkach domowych.

Maja: Dziś wielu ojców jest zaangażowanych w wychowanie dzieci i opiekę nad domem. Część mężczyzn jest przekonanych, że to domena kobiet. Co o tym myślisz?

Robert: Gdy żona jeszcze nie pracowała to nie ukrywam, że po prostu robiła więcej w domu. Gdy tylko ja wracałem z pracy (w zależności, z jakiej zmiany) to zajmowałem się dziećmi. Teraz, gdy żona pracuje, wymieniamy się opieką nad dziećmi i staramy się robić wszystko po równo. Ale obiadów nie robię, bo mi to nie wychodzi 🙂

Maja: Mówi się, że gdy pojawiają się dzieci, nasze życie zmienia się o 180 stopni. Czy tak było w Twoim przypadku?

Robert: Oczywiście, że tak. Przy dwójce dzieci i pracującej żonie musiałem zrezygnować ze swoich „zajęć pozadomowych”, że tak powiem. Skończyły się weekendowe wypady ze znajomymi, czy powroty w środku nocy.

Maja: Rodzicielstwo okazało się dużym wyzwaniem?

Robert: Przy pierwszym dziecku jakoś dawaliśmy radę, było ciężko, ale nie na tyle, by się załamywać. Natomiast przy drugim było trudniej. Między naszymi synami są dwa lata różnicy, więc kiedy młodszy w nocy płakał, to starszy się też budził. Później obaj nie chcieli spać. Za dnia było to samo, tyle, że na odwrót. Młodszy spał, starszy się bawił i hałasował, przez co budził brata. Ogólnie ciężko było wszystko ze sobą pogodzić, ale nikt nigdy nie mówił, ze będzie łatwo i kolorowo.

Maja: Chyba wszyscy rodzice to przechodzą. Co Ci pomagało przetrwać ten trudniejszy czas?

Robert: Szczerze? To nie przetrwałem. Zarówno ja, jak i żona. Początki po narodzinach drugiego syna były tragiczne. Trzy tygodnie przed porodem mój tato popełnił samobójstwo. Był to bardzo ciężki dla nas czas. Mimo narodzin dziecka, ciężko było się z tego cieszyć. Żona najprawdopodobniej miała depresję i mi również było bardzo ciężko. Przez prawie trzy miesiące każdy z nas był nerwowy, smutny, wkurzony. A mimo to, musieliśmy zajmować się dziećmi i wtedy tylko one trzymały nas przy życiu.

Maja: Mieliście bardzo trudną sytuację, ale przetrwaliście. Czy dzieci Was popychały do przodu i sprawiły, że odnaleźliście ponownie radość w życiu?

Robert: Tak, raczej dzieci nas pchały do normalnego życia. Tym bardziej, że młodszy syn urodził się 4 grudnia, w Barbórkę, a mój tata był emerytowanym górnikiem. Mimo wszystko, ich uśmiech pomagał nam przetrwać. Dzięki nim powoli zapominaliśmy o tej całej ciężkiej sytuacji, bo mieliśmy, co robić, mieliśmy obowiązki.

Maja: Było Wam trudno, a mimo to patrzysz optymistycznie w przyszłość. Zawsze jesteś pełen optymizmu?

Robert: Zazwyczaj widzę pozytywne aspekty. Tak też odbieram całe swoje życie, a przynajmniej się staram. Bycie rodzicem wymaga mnóstwa optymizmu. Na przykład łatwo się zdenerwować, kiedy uczysz czegoś dziecko, a jemu to nie wychodzi. Nie warto się wtedy złościć, lepiej być dobrej myśli, ze za 101 razem mu się uda. Nie warto się po dwóch nieudanych próbach wkurzać i kazać robić dziecku coś innego.

Maja: Tak, poczucie humoru i cierpliwość w wychowaniu dzieci jest niezbędna. Czy Twoje dzieci zainspirowały Cię do czegoś, a może znacząco na Ciebie wpłynęły?

Robert: Wydaje mi się, że tak. Kiedyś byłem człowiekiem, który miał wszystko w głębokim poważaniu. Nie ruszała mnie krzywda innych. Gdy zostałem ojcem, stałem się bardziej wrażliwy. Dla swoich synów chcę być lepszym człowiekiem i być dla nich autorytetem.

Maja: Założyłeś profil na Instagramie @rouba96. Z jakiego powodu?

Robert: Mój profil na Instagramie jest ze mną już 8 – 9 lat. Założyłem go będąc w gimnazjum i była to raczej forma rozrywki. Pod koniec technikum zacząłem skupiać się na treściach, jakie dodaje teraz, czyli od momentu, kiedy moja dziewczyna zaszła w ciąże. Wtedy zacząłem pokazywać nasze nowe życie i to, jak sobie radzimy. I tak już zostało.:)

Maja: Czy poprzez swój profil i to, co na nim pokazujesz, chcesz do czegoś inspirować innych?

Robert: W pewnym stopniu tak, w postach pokazuje piękne kolorowe zdjęcia dzieci, rodziny i psa. Natomiast często mówię, jak jest na prawdę, że mimo tego kolorowego zdjęcia, życie nie jest takie kolorowe, bo są wyrzeczenia, bałagan w mieszkaniu itd. Pokazuję prawdę. Czasem też dla przyszłych rodziców polecam produkty, które warto mieć.

Maja: Czy dzieci inspirują Cię na co dzień?

Robert: Moje dzieci pokazują mi, że świat mimo tylu wad, jest piękny. To one się cieszą z malutkiej zabawki w Kinder Niespodziance. Dzięki nim dostrzegam pozytywne strony tego świata. To dla nich chcę być lepszą wersją siebie. Gdy moja żona zaszła w pierwsza ciążę, oboje ledwo skończyliśmy szkołę i byliśmy po nieudanej próbie pracy u naszych sąsiadów, więc dla nas wiadomość o dziecku była nie najlepszą nowiną. Rodzina pomogła tylko na starcie, za co oczywiście jesteśmy bardzo wdzięczni, lecz od tamtego czasu dużo się zmieniło i radzimy sobie sami. Możemy liczyć tylko na siebie. Na nasza czwórkę + naszego pieska. Warto pamiętać, że po burzy wychodzi słonce. Tego się zawsze trzymam 🙂

Maja: Dziękuję za rozmowę.

Robert: Dziękuję.

PS. Kolejna rozmowa za tydzień, a jeśli podobał Ci się wywiad, przekaż go dalej swoim znajomym.

Nowy audiobook Julka i Szpulka Wróbel, który ćwierkał za dużo

Podziel się:

Poprzedni wpis
Konkurs „Książka na wakacje” i wakacyjne zagadki Szpulki
Następny wpis
Dzieci inspirują mnie codziennie! – rozmowa z Anią, twórczynią SkumajTo

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Proszę wprowadzić prawidłowy adres email.