Po co wychowujesz swoje dziecko? Zastanów się przez chwilę, jakie umiejętności chcesz, by posiadało w dorosłym życiu. Czy chcesz, by było samodzielne, posiadało wyższe wykształcenie? A może, by było odpowiedzialne, pełne empatii i potrafiło szanować innych? Chcesz, by akceptowało siebie i pewnie kroczyło przez życie?
Co zrobić, aby tak się stało? Czy wystarczy wysłać do odpowiedniej szkoły, by otrzymało godne wykształcenie? Czy by nauczyć odpowiedzialności i wytrwałości, należy zapisać je na dodatkowe zajęcia? Co robimy, by nasze dzieci osiągnęły te wszystkie umiejętności? Co tak naprawdę robisz, by osiągnąć ten cel?
Kwalifikacje
Nie ma w szkolnym ani przedszkolnym programie zajęć typu „Nauka szacunku i empatii do drugiego człowieka. dwie godziny tygodniowo” ani „Odpowiedzialność dla początkujących – godzina dziennie”. Nie znajdziesz też kursu „Samodzielność w dwóch krokach” ani warsztatów „Pewność siebie w 30 dni”. Nawet, gdyby taka oferta się pojawiła, podejrzewam, że i tak zajęcia z języka angielskiego, karate lub tańca byłyby bardziej popularne.
Zapisujemy nasze dzieci na rozmaite zajęcia już w przedszkolu, wierząc, że zdobędą tam przydatne w życiu umiejętności. To oczywiście nic złego, że mamy tak duży wybór atrakcyjnych zajęć. Dobrze, że dzieci mogą osłuchać się z językiem obcym, zanim świadomie się go nauczą. Dobrze, że będą mogły ćwiczyć koordynację ruchową podczas tańca, czy karate. Uważam jednak, że na tym etapie życia naszych dzieci, są o wiele ważniejsze umiejętności do zdobycia, o których zapominamy, a mają one wpływ na całe ich życie.
Owszem znajomość angielskiego, czy sprawność fizyczna i ruch są bardzo ważne. Pozytywnie wpływają na rozwój nie tylko ciała, ale też układu nerwowego. Podczas gier zespołowych dzieci uczą się współpracy, czym jest wygrana, jak i przegrana. Nie uczy się jednak dzieci, a raczej bywa to bardzo rzadko, nazywania uczuć i samodzielnego rozwiązywania problemów, mimo, że zajęcia te, to doskonała okazja do takiej nauki.
To budujące, że dziś w wielu placówkach uczy się dzieci nazywania i rozpoznawania emocji. Pedagodzy często samodzielnie inicjują zajęcia i zabawy związane z uczuciami, a rodzice mają olbrzym wybór zarówno poradników, jak i literatury dziecięcej na ten temat. Ale czy uczymy, jak doszukiwać się przyczyn naszych emocji i tego, co możemy z nimi zrobić? Czy zdobywamy umiejętność, jak rozpoznać powody i jak poszukiwać rozwiązań naszych problemów, które te emocje wywołały? Nie spotkałam się z takim podejściem zbyt często. Raczej jest to rzadkie zjawisko, bo wymaga podwójnego wysiłku i czasu, jaki musimy poświęcić dziecku. Dziwne, że czas na zajęcia dodatkowe zawsze się znajdzie, a na naukę samodzielnego opanowywania emocji i rozwiązywania problemów już nie. Pytanie, która umiejętność przyda się dziecku bardziej, gdy będzie już dorosłe?
Rodzinne know-how
Czy zdajesz sobie sprawę, że wiele czynności robisz automatycznie? Założę się, że tak. Czy czasem przyszła Ci do głowy myśl, że robisz coś w taki sam sposób, jak robi lub robiła to Twoja mama lub tata?
Jakiś czas temu złapałam się na tym, że przed wyjazdem zaczynam się śpieszyć, jestem nerwowa i często dochodzi wtedy do rodzinnych kłótni. Pewnego razu, mąż stwierdził, że zachowuje się, jak mój tata. I rzeczywiście. Przypomniało mi się, jak gorączkowe były nasze wyjazdy na wakacje, jaki był rozgardiasz, nerwy i kłótnie. Odkryłam, że powielam ten schemat i że wcale mi się to nie podobało. Szybko uznałam, że nie muszę robić tak samo. Świadomość tego schematu sprawiła, że zapragnęłam zmiany.
Zaczęłam pakować się wcześniej, zgodnie z listą rzeczy, by uniknąć bałaganu i niepotrzebnych nerwów. Dziś jestem w stanie spakować się w godzinę, dzień przed wyjazdem i bez listy. Nie ma już nerwów i kłótni, bo odkryłam, że nie ma znaczenia, czy wyjadę autem godzinę wcześniej, czy dwie później. Ważne, by dojechać na miejsce bezpiecznie i w spokoju. Nadal udoskonalam sposoby pakowania się i testuje różne warianty. Przygotowuję też rozmaite zabawki i plan podróży z dziećmi, by nie marudziły zbyt często podczas długiej drogi. Uświadomienie i wyjście z zakodowanego w dzieciństwie schematu sprawiło, że znalazłam swoje sposoby i otwieram się na nowe.
Gdy pojawił się w naszej rodzinie pies, a z nim duża klatka transportowa, dość łatwo przyszło mi znaleźć sposób na zminimalizowanie naszego bagażu i osiągnęłam nowy poziom w „bagażowym tetris”. Wszystko na spokojnie i bez stresu.
Ta historia pokazuje, jak pewne schematy, które utarły się w dzieciństwie, powtarzamy jako dorośli. To swoiste rodzinne know-how ujawnia się w rozmaitych dziedzinach życia, od sposobu, w jaki robimy śniadanie, ubieramy się, składamy pościel i ubrania, robimy zakupy, jak i co kupujemy oraz jak pracujemy i wychowujemy dzieci.
Zaskakujące jest to, ile schematów bezwiednie zakodowaliśmy w naszych głowach. Obserwując zachowania naszych rodziców, powielamy je w dorosłym życiu. To, jakie związki tworzymy, jak ze sobą rozmawiamy (jeśli, o zgrozo! w ogóle rozmawiamy), jak się kłócimy i jak wyrażamy swoje emocje. Wszystkie te umiejętności lub ich brak nabywamy w dzieciństwie obserwując przede wszystkim naszych rodziców, jak i innych dorosłych, z którymi często przebywamy.
Świadomość utartych rodzinnych know-how sprawia, że można to zmienić. Moi rodzice mimo, że starali się przy nas nie kłócić, nigdy im się to nie udawało. I tak wszystko słyszałyśmy, nawet jeśli nie widziałyśmy. Nie ukryjesz się przed dzieckiem i moim zdaniem nawet nie warto, wręcz nie ma co się ukrywać, bo kłótnie między ludźmi się zdarzają, a po nich przychodzi zgoda i ten etap pojednania też trzeba pokazywać. Ważna przy tym jest szczerość, bo…
Nieszczerość prowadzi do dysfunkcji
Brak szczerości prowadzi do dysfunkcji zarówno w aspekcie jednostkowym, jak i społecznym. Dysfunkcja to niesprawne działanie, coś, co nieprawidłowo funkcjonuje. To oznacza, że coś może działać prawidłowo, jeśli to naprawimy. Jednak, żeby coś naprawić, trzeba wiedzieć, co.
Czym będzie się objawiała owa dysfunkcja w przypadku spółki, jaką jest rodzina? Gdy nie jesteśmy szczerzy wobec siebie, partnera i dzieci, będziemy tworzyć fałszywy obraz rzeczywistości. Możemy mówić o tym, jak ważna jest empatia wobec innych, ale, gdy dziecko płacze i mówimy, że nie ma po co, że nic się nie stało i będziemy nalegać, by się uspokoiło, będzie to sprzeczne z tym, co deklarujemy. Kiedy opowiadamy o tym, jak ważny jest szacunek do innych, a krzyczymy na dziecko, to dajemy fałszywe świadectwo. Podobnie dzieje się wtedy, kiedy podkreślamy, jak ważna jest odpowiedzialność, a wyręczamy nasze dzieci na przykład ze sprzątania swoich zabawek. Bagatelizując uczucia dzieci i nie dociekając razem z nimi, co te uczucia wywołało osiągamy skutek odwrotny od zamierzonego. Nie uczymy ani empatii, ani akceptacji siebie, ani szczerości, ani szacunku, ani samodzielności, ani odpowiedzialności.
Brak szczerości w okazywaniu uczuć, ich brak akceptacji sprawi, że nie podejmiemy żadnej próby rozwiązania problemu, który wywołał te uczucia. Jeśli nie zatrzymamy się i nie rozważymy sytuacji, w której się znalazło nasze dziecko, jeśli nie potraktujemy jej poważnie, jeśli ją zignorujemy i wspólnie z dzieckiem nie zaczniemy dociekać, co się stało, w konsekwencji nauczymy dziecko bierności, braku inicjatywy w podejmowaniu właściwych i świadomych decyzji. Nauczymy życia w schematach, a nie krytycznego myślenia.
Gdyby poświęcać więcej czasu na pozornie błahe problemy naszych dzieci, osiągnęlibyśmy w ich wychowaniu o wiele więcej niż przez szereg lat nauki jakichkolwiek zajęć w przedszkolu, czy szkole. Owszem, tam dzieci także wiele się nauczą, ale wzorce zawsze wynoszą z domu, od rodziców.
Jeśli nie potrafisz głośno nazywać swoich uczuć, jeśli nie poszukujesz ich przyczyn, a tym bardziej rozwiązań, całe przedsięwzięcie wychowania Twojego dziecka na świadomego i empatycznego dorosłego będzie skazane na porażkę. Jeśli tego nie potrafisz, nie ma innego wyjścia, jak wspólna nauka razem z dzieckiem. Jestem pewna, że jeśli będziecie wspólnie uczuć się akceptacji własnych uczuć i razem poszukiwać rozwiązań Waszych problemów, dziecko nauczy się dwóch pozytywnych rzeczy – że warto nie poddawać się i działać, że warto razem współpracować i że każde z Was jest ważne.
Twój czas i poświęcenie jest zatem niezbędne. Jeśli pracujesz do późna, wykorzystaj każdą okazję, która się nadarzy. Twoje rozdrażnienie w ciągu dnia jest takim właśnie momentem. Jeśli wchodzisz do domu i jesteś zła lub zły i nie masz ochoty na zabawę z dzieckiem, zakomunikuj to:
„Kochanie, przepraszam. Miałam okropny dzień w pracy i jestem zdenerwowana. Potrzebuję pół godziny, żeby się wyciszyć i odpocząć. Może w tym czasie pobaw się sama lub obejrzyj bajkę? Potem spędzimy razem czas.”
Jeśli zrobisz dokładnie to, co zakomunikowałaś w ciągu niespełna pół godziny nauczysz dziecko nazywać i akceptować uczucia, szacunku do siebie i dziecka, pokażesz przyczynę, dla której czujesz się źle (zwykle dziecko obwinia siebie za zdenerwowanie rodzica), mówienia „przepraszam”, uczysz dotrzymywania obietnicy i ostatecznie spędzasz wartościowy czas z dzieckiem, kiedy jesteś już spokojna. Szacunek, empatia, akceptacja i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Tak niewiele, a zarazem tak dużo.
Wiem, ze to nazbyt wyidealizowany przykład, bo bywają i gorsze momenty, kiedy pół godziny nie wystarczy. Ale szczera rozmowa o tym, co czujesz i z jakiego powodu, często załatwia sprawę, nawet jeśli dziecku trudno z tym się pogodzić, bo ono też może się gorzej czuć.
Jednak bez Twojego zaangażowania, a nade wszystko szczerości, nie uda się przekazać dziecku tych podstawowych umiejętności, jaką jest szczerość wobec siebie i akceptacja. Szczerość sprawia, że mamy realny obraz rzeczywistości, a nie ten zafałszowany, wpisany w schematy i założenia.
Specjalista ds. uczuć
Gdy dbasz o własne uczucia, to dbasz o akceptację siebie. By być specjalistą w tej dziedzinie, nie potrzebujesz specjalnych kwalifikacji. Wystarczy, że uświadomisz sobie, że tego potrzebujesz, że nikt w Twoim domu rodzinnym Cię tego nie nauczył, ale chcesz, by w Twoim było inaczej. Poczucie własnej wartości buduje się całe życie. Można to trochę porównać bardziej do treningu niż kursu. Gdy przejdziesz kurs, zdobywasz wiedzę, by przekuć ją potem w praktykę. Zaczynasz więc stosować ją na co dzień, a to już trening. Wiedza staje się umiejętnością. Podobnie jest z pracą nad uczuciami – rozpoznawanie emocji, ich nazywanie i odkrywanie, co je wywołało – te umiejętności ćwiczyć trzeba codziennie. Na początku może być to trudne, ale później staje się to łatwiejsze i mniej czasochłonne. Trening czyni mistrza.
Jeśli od najmłodszych lat będziemy uczyć dzieci, czym są uczucia, że nie można negować tego, co się czuje (bo jest to z gruntu fałszywe), że z uczuciami można pracować, że emocje pojawiają się z konkretnego powodu, nauczymy je świadomości siebie, otaczających nas ludzi i świata. Nie ma innego wyjścia, jak pokazanie dzieciom na własnym przykładzie, jak to zrobić. Wiadomo, czym skorupka za młodu…
W sferze naszych uczuć powinniśmy być, jak detektyw, który przeprowadza śledztwo i sprawdza, z jakiego powodu odczuwamy złość, irytację, smutek, strach, czy też radość. Wbrew pozorom, odkrycie tego, co nas raduje, jest równie ważne, bo możemy skupić się na tym, co tę radość przynosi. Odkrycie przyczyn automatycznie poprowadzi nas do kolejnych poszukiwań – do odkrywania rozwiązań. To ogrom pracy i wysiłku, ale warto stać się specjalistą od uczuć, by być bardziej świadomym, a przez to też szczęśliwym, bo tylko poprzez świadome i racjonalne wybory możemy stworzyć sobie przestrzeń do odczuwania szczęścia i takich umiejętności powinniśmy uczyć dzieci, by świadomie wybierali, zgodnie ze swoimi zracjonalizowanymi uczuciami i pragnieniami.
Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
Rodzina to niczym spółka z licznymi powiązaniami i know-how postępowania w różnych sytuacjach, stosująca rozmaite wzorce zachowań, które przenikają do krwiobiegu każdego członka rodziny tak, że pewne czynności każdy wykonuje automatycznie. Dziecko będzie je powtarzać także w dorosłym życiu.
Krok w dorosłość naszego dziecka jest ściśle powiązana z tym, jak bardzo my, rodzice szanujemy siebie i innych, jak jesteśmy dorośli i odpowiedzialni i jak akceptujemy siebie i otaczających nas ludzi. Jest to jednak spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie odpowiadamy za to, w jaki sposób zostaliśmy wychowani, ale całkowicie jesteśmy odpowiedzialni za to, w jaki sposób przekazujemy naszym dzieciom podstawowe umiejętności, postrzeganie siebie, innych i świata. Ta współodpowiedzialność pokoleniowa ciąży na nas, ale niekoniecznie musimy w niej tkwić i powielać wdrukowane niekorzystne schematy i założenia. Tylko od nas samych zależy, czy je przetrzemy i stworzymy własne.
Ograniczona odpowiedzialność jest też wpisana w autonomię naszego dziecka. Przyjdzie taki dzień, że nasza pociecha przełamie i nasze schematy. Gdy nasze dorosłe dzieci dokonają świadomych lub mniej świadomych wyborów, nie są one już nasze i to nie my o nich zdecydujemy ani nie będziemy za nie odpowiedzialni. Nasza rola się skończy. Ostatecznie, to nasze dziecko będzie o sobie decydowało jako dorosły i chcemy, czy nie, nie będziemy mieli już wpływu na jego decyzje i czyny. Gdy nasze dziecko stanie się dorosłą i niezależną osobą, podobnie, kiedy było małe, będzie potrzebować jedynie naszego wsparcia i akceptacji. Nie potrzebuje porównań z innymi, nawet ze swoimi rodzicami, czy modelem rodziny lub wychowania. Niech tworzy własny, lepszy model, dostosowany do czasów, w których wychowuje swoje dzieci. Przecież nikt z nas nie jest idealny ani taki sam. Ważne, by odbywało się to w empatii, szacunku i akceptacji wobec siebie i innych.
Społeczna odpowiedzialność biznesu
Gdyby dzieci od małego uczyły się, że uczucia, nawet te niezbyt przez nas lubiane, jak złość, czy strach, są czymś naturalnym, że są formą komunikacji, że trzeba odkrywać ich przyczyny, by rozwiązać nurtujący nas problem, mielibyśmy o wiele szczęśliwsze społeczeństwa. Osobiście wierzę, że jeśli każdy z nas miałby świadomość, że z uczuciami można pracować, traktując je jak narzędzie – wytrych do odkrywania siebie i swoich problemów, mielibyśmy o wiele szczęśliwsze i bardziej empatyczne otoczenie.
To, jakim człowiekiem stanie się Twoje dziecko, w dużej mierze zależy od Ciebie. To, jakim dorosłym się stanie, wpłynie na to, jakie społeczeństwo stworzy z innymi dorosłymi w przyszłości. Marzy mi się społeczeństwo, w którym dominuje empatia i szacunek, które nie porównuje ani nie ośmiesza. Marzy mi się społeczność, która pomimo niezgodność poglądów lub sprzeczność przekonań będzie traktowało je jako wyzwanie do poszukiwania rozwiązań. Idylla, wiem, ale jaka piękna i kusząca. Wcale nie niemożliwa. Wbrew pozorom wszystko jest w naszych rękach, bo jeśli chcesz coś zmienić, zacznij od siebie. Tym sposobem dasz przykład drugiemu człowiekowi, a ten dwóm kolejnym…
—————————————-
Długo myślałam nad tym, jak przekazać Ci swoje przemyślenia. Jeśli uważasz, że są wartościowe, przekaż je innym, a oni kolejnym… Może wspólnie uda nam się uszczęśliwić wielu ludzi 🙂
Do tego wpisu zainspirowały mnie dwie książki:
“Kreatywność S.A.” Ed’a Catmull’a oraz “Sztuka kobiecości” Anny Borowiec i Beaty Wróbel