Dzieci nie ograniczają! – rozmowa z Martą Ostrowską

Mieszkać na jachcie, podróżować i zwiedzać rozmaite zakątki świata to marzenie wielu. Czy można to marzenie zrealizować, gdy ma się dzieci? Wydaje się to niemożliwe, jednak nie dla Marty i jej rodziny. Jej najstarszy syn ma już za sobą przepłyniętych 13.000 mil! Brzmi niezwykle, prawda?

Poznajcie Martę Ostrowską, bardzo aktywną mamę dwóch chłopców, podróżniczkę, autorkę serii o Rysiu i Krzysiu, czyli książek poruszających problem niepełnosprawności oraz założycielkę Fundacji Podróże bez Granic.

___________________________

#DzieciInspirują to nowa Akcja Wywiadowcza Julki i Szpulki. To cykl wywiadów z rodzicami, których dzieci zainspirowały do… no właśnie, jak się okazuje dzieci mogą inspirować do różnych rzeczy – zmiany podejścia do życia, zrealizowania dawnych marzeń, zmiany ścieżki zawodowej, zrobienia czegoś, czego nigdy nie robili. Poprzez rozmowy z innymi rodzicami chcę pokazać, że pomimo trudów rodzicielstwa, są i pozytywne aspekty, a może właśnie gdyby nie dzieci, to nie mielibyśmy odwagi czegoś zrobić?

Dzieci nie ograniczają!

Maja, mama Julki i dwóch realnych dzieciaków: Czym się zajmowałaś, zanim zostałaś mamą?

Marta Ostrowska: Gdy zastanawiam się, co najlepiej określa moją osobę, to niezmiennie, zarówno wcześniej, jak i teraz, jest to działalność w Fundacji Podróże bez Granic.Fundację prowadzę od 2012 roku i choć z tematem wspierania osób z niepełnosprawnością byłam związana w różny sposób już wcześniej, Fundacja jednak nigdy nie była moją pracą, ale pasją. Zawodowo pracuje w Gdyńskim Laboratorium Innowacji Społecznych, a duża część mojego doświadczenia to także praca związana z turystyką, tłumaczeniami, czy organizacją dużych eventów.

Robiłaś zatem bardzo wiele. Czy to się zmieniło, gdy pojawiły się dzieci?

Wiele osób mówi, że dzieci wywracają świat do góry nogami, że go ograniczają. U nas jest inaczej. To dzięki dzieciom mogę robić to, co robię teraz… Decyzję o chwilowej zmianie naszego życia podjęliśmy co prawda zanim zaszłam w ciążę – zawiesiliśmy na trochę pracę i przenieśliśmy nasze życie na jacht – ale miało to trwać pół roku, a dzięki temu, że pojawiły się dzieci, a więc możliwości korzystania z urlopu macierzyńskiego i wychowawczego, nasza przygoda trwa już pięć lat…

Co oznacza, że przenieśliście się na jacht?

Jeszcze zanim pojawiły się dzieci kupiliśmy z mężem stary jacht, który przez 3 lata  remontowaliśmy, w dużej mierze samodzielnie. W końcu spakowaliśmy wszystko, co mieliśmy, wynajęliśmy mieszkanie i popłynęliśmy z Gdyni na wyspy Kanaryjskie. A potem z powrotem. Wróciliśmy do Polski w czerwcu, a w październiku urodził się nasz Krzyś. Kolejny etap podróży rozpoczęliśmy, gdy skończył 8 miesięcy, a dziwnie dużą część jachtu zajęły dziecięce zabawki i książki. Krzyś ma obecnie niecałe 4 lata i przepłyniętych blisko 13 000 mil! Młodszy Adaś ma 14 miesięcy, z czego ponad 8 spędził na jachcie.

To niezwykłe! Jak to ogarnęliście? Czy dalej pływacie? Ile krajów już odwiedziliście?

To może brzmi niezwykle, ale dla nas jest to już codziennością. Po pięciu latach możemy powiedzieć, że po prostu tak żyjemy, choć to na pewno duże uproszczenie. Mimo, że z dziećmi cały czas sporo się przemieszczamy. Od wypłynięcia z Krzysiem z Gdyni w czerwcu 2018, dopłynęliśmy, przez Bałtyk, Morze Północne, wybrzeże Francji, Zatokę Biskajską, aż do Gibraltaru. Zajrzeliśmy do Afryki (Tanger, Ceuta, Melilla), Hiszpanię opłynęliśmy prawie dookoła, bo dotarliśmy aż do Barcelony, a potem sporo czasu spędziliśmy na jej wschodnim wybrzeżu i Balearach. Pływaliśmy jesienią i zimą, także w pandemii. Od września zeszłego roku odkrywamy z kolei Włochy, głównie Sardynię, a po tym sezonie popłyniemy dalej, w kierunku Grecji.

Rzeczywiście dzieci Was nie ograniczyły! Czy trudne jest podróżowanie z dzieckiem?

Na pewno podróżowanie z dzieckiem jest trudniejsze niż samemu, podobnie jak życie jest trudniejsze z dzieckiem niż bez. 🙂 Pod żaglami bywa o tyle trudniej, że małe, ale już mobilne dziecko trzeba cały czas asekurować i zrobienie czegokolwiek wymaga zaangażowania drugiej osoby, a jeszcze trzeba ogarniać sam jacht, pogodę, etc. Z drugiej strony dla dziecka na jachcie wszystko jest ciekawe, dziecko świetnie się rozwija, jest ciągle na świeżym powietrzu, szybko uczy się pływać, jest niezwykle skoordynowane, nie zauważa bujania i wbrew pozorom przestrzeń wcale nie ogranicza, a mówię to jako mama dwóch naprawdę aktywnych chłopaków!

Oczywiście to nie oznacza, że wszystko jest idealnie. Poza fizycznym rozwojem, w podróży, podobnie jak w domu, mierzymy się także z rozwojem emocjonalnym, który wiadomo, jaki jest. Jak doda się do tego częsty brak stałości czy tęsknotę za dziadkami to czasem wychodzi mieszanka wybuchowa.Nie każde więc dziecko i nie każdy rodzic odnajdą się w podróży. Ale jeśli ktoś chce podróżować to na wszystko da się znaleźć rozwiązania i sposoby.

Na przykład w pierwszy etap rejsu z dwójką dzieci, dwumiesięczniakiem i niespełna trzylatkiem leciałam samolotem… sama. Mimo dużego doświadczeniu w lataniu sama z Krzysiem, przed tą podróżą długo analizowałam każdy etap lotu, przejście przez bramki, składanie wózka, wejście i wyjście z samolotu, żeby się dobrze przygotować, spakować i żeby nie zabrakło mi ręki do wykonania czegoś ważnego. Oczywiście nie wszystko da się zaplanować i przewidzieć. Ja nie przewidziałam wtedy, że mi obaj zasną i będę musiała wynieść na raz, na rękach/w chuście dwóch chłopaków i bagaż. W takich momentach jednak najczęściej pomagają ludzie. I to też jest w podróży wspaniałe.

Bardzo dużo oczywiście zmienia się w zależności od wieku dziecka. My przetestowaliśmy na jachcie wszystkie etapy rozwoju dzieci od dwóch miesięcy do czterech lat i mamy doświadczenie w obserwowaniu dzieci znajomych, którzy nas odwiedzają. Powinnam to spisać, ale czasu ciągle brakuje, więc jeśli ktoś chciałby spróbować, a się boi, proszę pytać albo podglądać nas na fb/symariann 🙂

Z tego, co mówisz, jesteś osobą, która nie boi się wyzwań, a jednak o to zapytam. Czy macierzyństwo okazało się dla Ciebie dużym wyzwaniem, poza wyzwaniami związanymi z podróżowaniem po świecie z dziećmi?

Krzyś był długo wyczekiwanym dzieckiem, byłam więc na niego gotowa i przeszczęśliwa, że jest. W macierzyństwie zaskoczyła mnie jednak sfera fizyczna i różne aspekty bólu, z którym kobieta musi się zmierzyć w związku z (trudnym) porodem, karmieniem, noszeniem, opieką. Poza tą kwestią, nie czułam, że dziecko mnie ogranicza, wręcz przeciwnie. Choć dużo bywałam wtedy z synem sama (mąż, w przerwach od naszego pływania, pracuje z dala od domu), byłam niezwykle aktywna: organizowałam wyjazdy, warsztaty, spotkania fundacyjne. Wszystko z synem robiliśmy razem, dodatkowo bez codziennego wsparcia rodziny, która mieszka w innym mieście. To był wspaniały czas.

Drugie dziecko z kolei było całkowita odwrotnością. Fizycznie czułam się świetnie za to miałam poczucie znacznego ograniczenia możliwości. To oczywiście wynik konieczności dzielenia czasu na dwójkę, ale też pandemii, która wielu z nas w znaczny sposób podcięła skrzydła. Jestem osobą aktywną i nie potrafię trwać w bezruchu, a zeszły rok tego od nas wymagał. Było dla mnie dużym wyzwaniem odnaleźć się w nowej roli i nowej rzeczywistości.

Jak sobie z tym radzisz?

To  trudne pytanie. Życia z dwójką cały czas się uczę i mimo że marzyłam o takim modelu rodziny, nie spodziewałam się, że będzie to dla mnie takim wyzwaniem, od strony emocjonalnej.Jeśli chodzi o życie w bezruchu… moim sposobem okazały się “Przygody Rysia i Krzysia” 🙂

Właśnie. Postanowiłaś wydać serię książek o niepełnosprawności. Dlaczego właśnie taka tematyka i forma? Jaka jest historia początku?

Dzięki dzieciom odkryłam świat dziecięcych książek –ze starszym synem czytaliśmy wręcz nałogowo. Z racji zaangażowania w Fundację, czytając zwracałam uwagę na postaci z niepełnosprawnością. W jednej z książek popularnej serii, w której pojawia się pies przewodnik, zobaczyłam błąd i wpadłam na pomysł, aby zrobić książkę ucząca dzieci prawidłowych zachowań wobec psów asystujących. Zaproponowałam to jako ciekawy temat wydawnictwu tamtej serii. Pomysł niby się spodobał, ale nic się w tym temacie nie wydarzyło, a że pomysł nie opuszczał mojej głowy, w którymś momencie olśniło mnie, że mogę taką książkę napisać sama. I tak się zaczęło. W lipcu zeszłego roku ukazała się pierwsza książka pt. “Przyjaciel Pirat”. Bardzo szybko pojawiły się kolejne dwie części przygód Rysia i Krzysia poświęcone dostępnej plaży oraz aktywności rowerowej.

Twoje książki w bardzo praktyczny, ale też pozytywny sposób poruszają kwestie niepełnosprawności. Bardzo podobają mi się też dodatkowe aktywności, jak zagadki, dodatkowe zadania, czy wyszukiwanki. Planujesz kolejną część?

Tak, choć z czasem na pisanie jest coraz gorzej. Pierwszą książkę tworzyłam będąc w drugiej ciąży, ilustracje konsultowałam będąc z noworodkiem w szpitalu, a potem w czasie jego drzemek. Nasz maluch okazał się aniołem i absolutnie w tej pracy nie przeszkadzał. Z każdym miesiącem dzieci wymagają jednak więcej czasu, a ponieważ moje chłopaki nie chodzą do żłobka/przedszkola, więc pozostaje mi praca nocami.

To czasowe ograniczenie bardzo mi doskwiera. Chciałabym robić więcej. Chciałabym pisać kolejne części, ale także poświęcić więcej czasu temu, aby ludzie dowiedzieli się o Rysiu i Krzysiu. Ale wiem też, że wszystkiego, co byśmy chcieli często zrobić się nie da.

W obecnej chwili priorytetem są moi chłopcy, a ci książkowi muszą wykazać się wyrozumiałością. Ale nie aż tak wielką – do końca roku powstanie kolejna część ich przygód. Tym razem tematem przewodnim będzie zima. Jednocześnie pracuję także nad wersja książki dla nieco starszych czytelników, która powinna ukazać się w przyszłym roku.

Trzymam za Ciebie kciuki. Chcę jeszcze wrócić do Twojej działalności w Fundacji Podróże bez Granic. Z jakiego powodu ją założyłaś? Co Cię do tego zainspirowało?

Droga do Fundacji była długa. Już w liceum coś pociągało mnie do nauki języka migowego. Potem pracowałam wspierając niepełnosprawnych studentów i pracowników uniwersytetu, na którym studiowałam. Jeździłam na obozy z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnością do Hiszpanii i Włoch. Angażowałam się w działalność różnych organizacji, z czego dłużej związana byłam z Pomorską Jednostką Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomych. I tak, w którymś momencie narodził się pomysł, aby połączyć temat wspierania osób z niepełnosprawnością oraz moich ukochanych podróży.

Powstała najpierw strona internetowa, potem Fundacja, a zaraz potem pojawili się ludzie, bez których te wszystkie działania nie byłyby możliwe. Od 2013 roku działamy w zespole 4 osób i mimo upływu lat Fundacja to przede wszystkim nasza pasja i duża radość wspólnego udowadniania, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Czy dzieci inspirują Cię na co dzień?

Dzieci to codzienna inspiracja, ale też praca. Codzienne odkrywanie w sobie sił do pokonania przeciwności, bólu, zmęczenia, braku snu, ale też kreatywności, nowych mocy i talentów.

Z dziećmi, to co wcześniej wydawało się niemożliwe, nagle okazuje się codziennością. Kto się bowiem spodziewał, że można skutecznie funkcjonować przy tak malej ilości snu? Że można znaleźć w sobie tyle ukrytych pokładów cierpliwości? Tyle czułości?

Najpiękniejsza jest jednak inspiracja do spojrzenia na świat oczami dziecka, odkrywania go na nowo, z dziecięca ciekawością. I choć to czasem niezwykle trudne (bo zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie) to warto o tym pamiętać i wspólnie z dzieckiem się tej beztrosce oddać!

_____________________________________________

Strona, gdzie możecie poznać i kupić książki o Rysiu i Krzysiu:

www.rysikrzys.pl/

Profil o podróżach Marty i jej rodziny:

https:www.facebook.com/symariann

“Przygody Rysia i Krzysia”

“Przygody Rysia i Krzysia” to nowa seria książek o dwóch wyjątkowych braciach, którzy wspólnie przeżywają dziecięce przygody i pokonują codzienne wyzwania. Ryś i Krzyś odkrywają przed czytelnikami świat widziany z perspektywy chłopca poruszającego się na wózku i wspierającego go brata.

Wszystko po to, aby w lekki sposób pokazywać już najmłodszym czytelnikom codzienność osób z niepełnosprawnością, aby spotkanie na żywo, wspólna zabawa, ale też wsparcie były czymś całkowicie naturalnym.

W książkach o Rysiu i Krzysiu znajdziecie więc praktyczne informacje dotyczące niepełnosprawności, jak można pokonywać bariery, z jakimi problemami na co dzień borykają się osoby z niepełnosprawnością i jak sobie z tym radzą oraz jak można je wspierać.

Ponadto w książkach zostały przygotowane dodatkowe zabawy, które pomagają utrwalić zdobytą wiedzę i stanowią świetną zabawę. Autorka, Marta miała bardzo dobry pomysł, by poważne tematy połączyć z wesołą zabawą, dzięki temu dzieci oswajają się z tematem niepełnosprawności w bardzo przyjazny sposób.

Gorąco polecam!

 

 

Nowy audiobook Julka i Szpulka Wróbel, który ćwierkał za dużo

Podziel się:

Poprzedni wpis
Wyzwanie „mama” – rozmowa z Anią Przybylską
Następny wpis
Pozytywna mama – rozmowa z Asią Baranowską, propagatorką Pozytywnej Dyscypliny

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Proszę wprowadzić prawidłowy adres email.