Nie zamiataj tych spraw

Zamykanie w szufladkach jest okropne i okrutne. Tak, jak zamiatanie spraw pod dywan. Prędzej czy później brudu będzie tyle, że wszystko i tak wyjdzie. Dopiero wtedy trzeba będzie sprzątać! Albo będzie już za późno.

 

Jestem mamą nie tylko Julki, ale też dwójki najprawdziwszych, realnie rozrabiających i kochanych dzieci o wyjątkowej urodzie pracy mózgu. Oboje są sensorykami (to lepsza nazwa niż zaburzenia integracji sensorycznej, zaburzenia brzmią jak defekt, a to taka uroda i tyle). Oboje są nadpobudliwe, chociaż ja wolę określenie żywiołowe. Jedno ma zdiagnozowane ADHD. Chodzimy regularnie na terapię, nieustannie poszukujemy nowych rozwiązań problemów wynikających z wymagań, jakie stawia wychowanie tak wyjątkowych dzieci. Ze względu na tą „wyjątkowość” często trzeba dopasować się do dziecka i poszukiwać niekonwencjonalnych rozwiązań. Nie zrozum mnie źle. Wszystkie dzieci są wyjątkowe, nie tylko te z urodą pracy układu nerwowego. WSZYSTKIE. Każde ma swoje indywidualne potrzeby, a Ty rodzicu, musisz się często nieźle nakombinować, żeby dojść do porozumienia z Twoją wyjątkową latoroślą.

Bez porównania

Droga do zrozumienia, że mam dzieci o wyjątkowej urodzie pracy mózgu była długa i kręta. Szczerze mówiąc nic nie wzbudziło mojej czujności. Nawet podczas pierwszej rozmowy ze specjalistą od zaburzeń SI nie wynikało, że moje dziecko jest sensorykiem. Dopiero podczas diagnozy mieliśmy pewność, że tak jest.

Dlaczego się nie zorientowałam? Bo nie miałam porównania z innymi dziećmi. Przy pierwszym dziecku my, rodzice, najczęściej nic nie wiemy. To, że dziecko wydziera się podczas mycia głowy i czesania włosów tłumaczymy, że już tak ma i tyle. Kiedy dziecko często płacze i ma częste napady złości, zrzucamy to na temperament. To, że biega jak szalone na placu zabaw od jednej atrakcji do drugiej usprawiedliwiamy żywiołowością charakteru. To, że nie potrafi się skoncentrować na jednej zabawie zmieniając zabawki i czynności co kilka minut usprawiedliwiamy genetyką. Taki szybki to po dziadku pewnie.

Często odpychamy od siebie myśl, że z naszym dzieckiem jest coś nie tak. Świadomie, czy podświadomie niepokojące zachowanie dziecka zrzucamy najczęściej na geny przodków. Nie zrozum mnie źle. Nie twierdzę, że tak robią wszyscy. Nie krytykuję. Sama też tak robiłam, do czasu, kiedy ktoś nie zwrócił mi uwagi.

Otwórz się

Kiedy dzieci są małe, trudno zauważyć coś niepokojącego w zachowaniu dziecka. W domu, z rodzicami, w znanym środowisku dziecko czuje się bezpieczne. Najczęściej w przedszkolu dowiadujemy się, że nasze dziecko zachowuje się nieco inaczej. Przez pierwszy rok pobytu w przedszkolu kłopoty z zachowaniem dziecka tłumaczyłam sobie trudnością w adaptacji i składałam na karb wieku, że częste napady złości, czasami agresja wobec innych dzieci i wychowawców to etap przejściowy związany z buntem dwulatka.

Przez pierwszy rok pobytu córki w przedszkolu ciągle słuchałam na nią skargi. Prawie każdego dnia. Możecie sobie wyobrazić, jakie to było dołujące. Czułam się nieudolną matką. W domu też miałam problemy. Moje dziecko było uparte, nie chciało przestrzegać ustalonych zasad, ciągle testowało co może a czego nie może i przekraczało ustalone granice. Byłam tym wycieńczona. Kończyły mi się pomysły. Moje zmęczenie i irytacja zmieniła się we wściekłość. Powiedziałam sobie, że tak dalej być nie może. Zaczęłam szukać ratunku w… książkach. Znalazłam kilka polecanych poradników dotyczących wychowania dziecka i zmieniłam swoje podejście. Podejście ukierunkowane na dziecko. W tym samym czasie zdecydowaliśmy wspólnie z dyrekcją przedszkola, aby psycholog obserwował córkę w grupie. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że powinnyśmy się udać na diagnozę SI.

Poszukiwania

Gdy się okazało, że córka jest sensorykiem otworzyły się przed nami nowe możliwości. Zanim się jednak otworzyły muszę Ci się przyznać, że najpierw byłam zaskoczona, potem przerażona i zdołowana, że moje dziecko ma jakiś defekt. W miarę czytania na temat zaburzeń córki i rozmów z terapeutą nabrałam przekonania, że to wcale nie defekt, tylko taka uroda i wyjątkowość. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że czeka mnie mnóstwo pracy i jak się okazało współpracy. Współpracy z dzieckiem, by wspólnie poszukiwać rozwiązań naszych codziennych problemów. Współpracy z terapeutami, by jak najlepiej pomóc dziecku w funkcjonowaniu w otaczającym świecie i współpracy z wychowawcami, by wspólnie rozwiązywać problemy dziecka w przedszkolu i nade wszystko ustalić spójne zasady postępowania. To ostatnie okazało się najważniejsze. Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na wspaniałych, chętnych do pomocy specjalistów i wychowawców. Nadal szukamy nowych rozwiązań, bo problemy nie zniknęły. Jedne udało się rozwiązać lub załagodzić, ale powstają nowe. To długi proces. Łatwo nie będzie. Ważne, że nie zamiatamy spraw pod dywan i nie udajemy, że problemów nie ma.

mama Julki i dwóch sensoryków

PS. Od czasu do czasu pojawią się artykuły o dzieciach z wyjątkową urodą pracy mózgu, w tym wypowiedzi specjalistów. Jeśli chcesz być na bieżąco, zapisz się na NEWSLETTER. Jest bezpłatny.

Fot. Jelleke Vanooteghem on Unsplash

Nowy audiobook Julka i Szpulka Wróbel, który ćwierkał za dużo

Podziel się:

Poprzedni wpis
Żarłoczne Pudełko – Niedziela z Julką i Szpulką
Następny wpis
Niedziela z Julką i Szpulką – Książkożownik

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Wymagane jest wypełnienie tego pola.
Proszę wprowadzić prawidłowy adres email.