Dziś Premiera książki „Julka i Szpulka”! Na tą okazję mama Julki zrobiła coś szalonego! Sesja zdjęciowa z kołtunem na głowie! Dzieciaki były wniebowzięte fryzurą. Starsza od razu rozpoznała Szpulkę, mąż i ja skojarzyliśmy stwora z małym głodem, a najmłodszy z giga uśmiechem na buzi krzyknął ”O! Olaf!”.
Sesja fotograficzna okazała się świetną zabawą! Marta Rogińska to prawdziwa artystka, taka z krwi i kości. Świetnie się z nią współpracuje, ma fantastyczne pomysły i jak się okazało dużo kolorowych kłębków nici! Poza tym matka miała chwilę dla siebie i małą odskocznie od komputera i telefonu. Pracownicy Salonu Fryzjersko-Kosmetycznego Czylkowscy w Rumi, a w szczególności Kamila (stworzyła z moich włosów Szpulkę) i Aleksandra (pomalowała matkę) spisały się na medal! W dniu sesji było dużo śmiechu, rozmów i kawy! Nawet pozwoliłam sobie przykleić sztuczne rzęsy! Ja! Kto mnie zna ten wie, że wolę dżiny i koszulkę na luzie niż sukienkę. Poranne ogarnianie twarzy zajmuje mi jedną chwilę – coś tam wklepie, lekko maznę oko i to wszystko, a tu sztuczne rzęsy! Ale czego się nie robi z okazji premiery?
Kołtun w głowie
Pomysł na kołtuna na głowie wpadł mi do… no właśnie.. głowy, podczas tworzenia wpisu „Jestem mamą, która postanowiła pisać książki”. Zerknijcie, bo tam piszę, skąd w ogóle wziął się pomysł na stworzenie Szpulki – kłębka nerwów, który reaguje na emocje dziecka. Wpis możecie przeczytać klikając na poniższy link:
https://julkaszpulka.pl/jak-powstala-ksiazka-2/czesc-tu-mama-julki-jestem-mama-ktora-postanowila-pisac-ksiazki/
Książka jest wyjątkowa i zabawna, więc pomyślałam, że sesja też powinna taka być. Nie wyobrażałam siebie siedzącej z książka przy eleganckim biurku. Wolałam mieć kołtuna na głowie, który powstał w mojej głowie, który przez tą samą głowę został opisany i przelany na papier. Wolałam z zabawną kłębkowo-kołtuniastą fryzurą leżeć pod kocem na podłodze z otwartą książką, bo tak najczęściej czytam dzieciom w domu (to znaczy bez kołtuna na głowie, chociaż i tak się czasem zdarza). Jest zatem i zabawnie i kolorowo. Chciałam wywołać na Waszych buziach uśmiech i mam nadzieję, że to mi się udało.
Poza tym jest co świętować. Premiera książki „Julka i Szpulka. Sprawa zaginięcia Lulu” jest uwieńczeniem ponad roku pracy. Tak, napisanie książki, zilustrowanie jej przez Daniela Włodarskiego i zorganizowanie jej wydania zajęło mi okrągły rok.
Rok kołtuna
Co tak długo? Zapytacie. Po prostu dużo czasu zajmuje mi odnalezienie odpowiednich liter na klawiaturze i przez to wolno piszę 😉 Nie, żartuję. Tak naprawdę książkę napisałam w dwa miesiące. W listopadzie miałam już poprawiony tekst, zgodnie ze wzorem podanym przez Steven’a King’a w „Pamiętniku rzemieślnika” (przy okazji gorąco polecam tą książkę dla wszystkich, którzy chcą pisać). To proste równanie:
WERSJA II = WERSJA I – 10%
Ja wyrzuciłam grubo ponad 30% tekstu. To przecież książka detektywistyczna dla dzieci. Musiała być zwięzła i mieć dość wartką akcję, żeby dzieci mogły przebrnąć przez fabułę i się nią nacieszyć, a nie znudzić i zniechęcić.
Co zatem zajęło najwięcej czasu? Organizacja procesu wydawniczego. Poszukiwanie ilustratora (na rozpoczęcie prac nad ilustracjami musiałam poczekać pół roku), drukarni, poznanie i zrozumienie procesu wydawniczego, znalezienie firmy logistycznej, przestudiowanie aspektów prawnych i księgowych, przemyślenie promocji, zrobienie planu działań i jego realizowanie w czasie Covidopandemii (z dziećmi i mężem w domu!). To był wyjątkowy, raz szalony, raz spokojniejszy czas.
Dziękuję moje kołtuny kochane!
Ostatnie tygodnie były gorące, a przede mną jeszcze cała masa pracy. Jednak już teraz serdecznie Wam dziękuję. Zarówno rodzinie i przyjaciołom, którzy mnie cały czas wspierali i wspierają na każdym etapie powstawania Julki i Szpulki oraz znajomym i nieznajomym za zaufanie, obecność i ciepłe słowa. I oczywiście ze wszystkimi cudownymi ludźmi, z którymi współpracuję. Wszyscy jesteście częścią projektu „Julka i Szpulka”, który dopiero się rozpoczyna!
Do usłyszenia
mama Julki